Na festiwal SXSW wybieram się trzeci raz z rzędu. Tym razem impreza ta będzie dla mnie totalną niewiadomą...
Hello Austin!
Przeczytaj
Jako że jestem miłośnikiem latania nie mogłem oprzeć się pokusie i nie wspomnieć o akcji Heinekena nazwanej “Departure Roulette“.
Wyobraźcie sobie sytuację. Jesteście na lotnisku, Wasz lot jest zaplanowany, lecicie pewnie na wakacje, albo do pracy, w tym drugim przypadku żadna rewelacja – kolejny nudny lot. Wszystko macie zapięte na ostatni guzik. Odpowiednia waga bagażu, zakupiona lektura w postaci ulubionego magazynu, ewentualnie książka, której za żadne skarby nie potraficie dokończyć czytać. Słowem – standard. Macie przeświadczenie, że nic nie jest w stanie Was zaskoczyć.
Heineken zna sytuacje tego typu i postanowił odrobinę pokrzyżować poukładane plany pasażerów na różnych lotniskach. Decydując się wcisnąć czerwony przycisk na specjalnej tablicy odlotów Heinekena, pasażer niejako wyrażał zgodę na bycie zrzuconym (dosłownie – hashtag akcji to #dropped) w miejscu, które zdecydowanie nie było tym, do którego się wybierał. Efekty wciśnięcia “red buttona” na lotnisku JKF były naprawdę różne…
Lotnisko jest świetnym miejscem do przeprowadzania niestandardowych akcji promocyjnych. To także dobre miejsce testowego wdrażania najnowszych technologii, głównie dlatego, że osoby często podróżujące samolotem (często tzw. Współcześni Nomadzi) są early adoptersami, częściej korzystają z nowoczesnych rozwiązań i łatwiej się do nich przyzwyczajają.
Stąd też coraz więcej marek decyduje się na umiejscowienie swoich akcji promocyjnych właśnie w lotniskowej scenerii, pomimo większej trudności w zdobyciu wszelkich pozwoleń i konieczności spełnienia wymagań związanych z bezpieczeństwem.
Sama akcja w swoich założeniach i mocnym oparciu jej na działaniu “tu i teraz” oraz nagłej konieczności podjęcia znaczącej decyzji bardzo przypomina mi case Doritos, związany z konferencją SXSW. Pisałem o tym jakiś czas temu. Ten sam poziom abstrakcji, zaskoczenia plus ścisły związek z podróżowaniem samolotem. Gdyby mnie to spotkało, nie zawahałbym się ani sekundy. Gorzej, gdybym swój zaplanowany lot np. do NY zamienił na przemiły pobyt w pobliskim Wilnie ;)
Wspomniany film z kampanii Doritos:
A ile Wy macie w sobie genu odwagi i szaleństwa?