Wizyta w Japonii - jak przewidywałem - wywarła na mnie duże wrażenie. Odmienność i różnorodność...
Reminiscencje: Japonia
Przeczytaj
O teamLAB po raz pierwszy usłyszałem dwa lata temu podczas konferencji C2 w Montrealu. Wtedy to Daisuke Sakai i Takeshi Kudo na głównej scenie w kształcie cyrkowej areny opowiadali o 500-osobowym, interdyscyplinarnym kolektywie, projektującym niesamowite doświadczenia łączące świat rzeczywisty z wirtualnym. Wtedy przez myśl mi nawet nie przeszło, że niebawem będę mógł na żywo podziwiać niesamowite efekty ich pracy.
Będąc w Tokio odwiedziłem teamLAB Borderless. Miejsce magiczne, do którego wejścia ciągnęła się mniej więcej półkilometrowa kolejka osób z wcześniej (sic!) zakupionymi biletami. To akurat nie dziwi. Wystawy teamLAB są bowiem często określane jako nr #1 do odwiedzenia w 2019 roku podczas pobytu w Japonii. Znane osobistości kultury, mediów i sztuki przylatują do Tokio tylko po to, by je „odhaczyć” i uwiecznić na swoim Instagramie, z czego świetnie korzysta teamLAB udostępniając zdjęcia na swoim profilu, potęgując tym samym zainteresowanie swoim dziełem. Firma badawcza JWT Intelligence w swoim corocznym raporcie „The Future 100” umieściła obiekty teamLAB jako najlepsze przykłady pierwszego z trendów w części poświęconej kulturze pt. Museum Futures.
Borderless trudno określić i skategoryzować w jednoznaczny sposób. To po części jedyna w swoim rodzaju galeria, ale i zbiór interaktywnych wystaw, które tworzą ogromną wirtualną instalację. To też wyimaginowany świat, do którego wchodzi się, by zostać wciągniętym i z którego nie sposób wyjść bez zbierania kolokwialnej szczęki z podłogi. Całość żyje, przenika się i jest totalnie nieprzewidywalna – wchodząc do jednego pokoju, a następnie wracając do niego, zastaniemy w nim zupełnie inną wizualizację lub pojawi się w niej część tej, którą widzieliśmy w pokojach obok, ale w zmienionej formie.
Czym w ogóle jest teamLAB? To jedyny na świecie, założony w 2001 roku zespół ekspertów z różnych dziedzin, którzy sami siebie nazywają ultratechnologists. Ich współpraca jest próbą poruszania się na przecięciu najnowszych technologii, sztuki, nauki, designu oraz świata naturalnego. W skład 500-osobowej grupy wchodzą programiści, artyści, inżynierowie, specjaliści od grafiki cyfrowej i sztuk wizualnych, architekci, a nawet matematycy. Jako nadrzędny cel swojego istnienia teamLAB postawił sobie odkrywanie nowych powiązań i relacji pomiędzy człowiekiem a naturą poprzez wysublimowaną, nowoczesną sztukę wizualną, wspieraną najnowszą technologii. To ona pozwala sztuce uwolnić się od fizycznych ograniczeń i wykraczać daleko poza znane sztuce granice. Dowodem na to jest właśnie świat Borderless. Jeśli komuś będzie za mało doznań, kilkaset metrów dalej znajduje się „teamLAB Planet„, drugie – niemal tych samych rozmiarów – dzieło ultratechnologów z teamLAB, zlokalizowane na sztucznej wyspie Odaiba w południowej części Tokio.
Samo Borderless jest tak naprawdę zbiorem wielu pojedynczych cyfrowych instalacji, które reagują na ruch człowieka i z którymi można wchodzić w interakcję m.in. poprzez dotyk. Prace poruszają się dowolnie po wszystkich ścianach (w środku panuje całkowita ciemność, wyjątkiem są niewielkie pokoje odpoczynku zlokalizowane w różnych częściach budynku), śledząc widzów i zachęcając do nawiązania choćby krótkiej relacji. Przykład? Różowy łoś, zbudowany z wirtualnych kwiatów, wędrujący po ścianie korytarza krok w krok ze zwiedzającymi (poniżej na krótkim filmiku). Co więcej, prace potrafią wpływać na siebie, komunikować się z sobą i wzajemnie się przenikać, dzięki czemu, na żywo i na naszych oczach, powstaje kolejna unikalna praca, której ostateczna forma nie jest nikomu wcześniej znana. W tym świecie łatwo jest się zatracić z zachwytu, również dlatego, że odwiedzający – jak w żadnym innym muzeum czy galerii – staje się istotną częścią całego wydarzenia – swoimi zachowaniami współtworzy bowiem ekspozycję. Borderless jest więc miejscem, które ma stale otwartą formę, a przedstawiane prace mają bardzo dynamiczny, ulotny i zmienny charakter.
Będąc wewnątrz trudno nie odnieść wrażenia, że przeżywa się i obcuje z zupełnie nowym typem sztuki, w której sercu znajduje się technologia. To, co statyczne, oczywiste i przewidywalne w muzeach czy wystawach, zmieniono w wielowymiarowe, interaktywne i pochłaniające uwagę widza doznania, stymulujące wyobraźnię w dotąd nieznany i niewykorzystywany sposób. Co najważniejsze – nie dzieła, przedstawiane we wnętrzach Borderless są najważniejsze, a człowiek. Twórcy stawiają go w roli głównego bohatera, będącego narratorem i kreatorem nowoczesnej sztuki.
Czy miejsca takie jak teamLAB Borderless to przyszłość muzeów, wystaw lub instalacji? Zdecydowanie. To jeden z ciekawszych scenariuszy dla branży kultury i rozrywki, nakreślający, jak może zmienić się sposób, w jaki obcujemy ze sztuką i jak jej doświadczamy. To też przykład niezwykle interesującej zmiany, jaką można zaobserwować w przestrzeniach kulturalnych: przejście z roli biernego widza, obserwatora do uczestnika, a nawet współtwórcy. Twórcy teamLAB o swojej pracy mówią: We desire magic… Digital technology can allow us to access other realms. It’s shamanistic. I nie ma w tym cienia przesady.