Tak naprawdę do tego, by dostarczyć organizmowi odpowiednią dawkę ruchu wystarczą Wam 3-4 treningi...
Fortuna sprzyja aktywnym [Konkurs]
Przeczytaj
Łatwo nie było – takimi słowami mogę określić wszystko, co działo się wokół wspomnianych dwóch miesięcy. Ilość startów (2 x 1/2 Ironman oraz 5 x 1/4 Ironman), w jakich wziąłem udział, świadczy o tym, że udało mi się całkiem dobrze przygotować do intensywnego sezonu. W lipcu w zawodach startowałem co tydzień, 5 weekendów z rzędu. W czasie piątych zawodów wszystko robiłem już niemal automatycznie – nie mówię, że to dobrze, bo człowiek mniej skupia się na detalach i łatwiej o błąd. Ukończyłem dwa dystanse Half Ironmana, tu niestety lekki zawód. Nie udało mi się zejść z czasem poniżej 5 godzin. Szkoda. Zabrakło mi 4 minut, ale jest motywacja na przyszły rok, by zejść poniżej „piątki” nawet o 10 minut.
Przez dwa miesiąc żyłem jak pracownik cyrku, objeżdżając z całą tą kolorową grupką szaleńców, uwielbiających katować swoje ciało, cały kraj: od Tatr po Mazury. Po prostu, brałem Meridę, dwie torby pełne sprzętu, pakowałem je do busa i razem z Rafałem Chomikiem z T2 Salco Team ruszaliśmy przed siebie, weekend w weekend. W tygodniu między startami odpoczywaliśmy i podtrzymywaliśmy zbudowaną formę. Rafałowi należą się w tym miejscu duże podziękowania, to On wciągnął mnie bowiem w ten sport, spędził ze mną setki godzin treningowych, a w sezonie, w kluczowych momentach udzielał niezbędnych porad. Swoją klasę pokazał też w samych startach, pokonując często zawodników z większym doświadczeniem.
Ta „tułaczka” była wspaniała. Poznałem rozwijające się z prędkością światła środowisko triathlonu w Polsce i wielu wspaniałych ludzi, którzy w tym sporcie siedzą od dawna. To Oni właśnie mocno napędzają tę dyscyplinę, pokazując organizatorom światowe wzorce, motywując amatorów do wysiłku i „kręcąc” tak genialne wyniki na zawodach. Co więcej, Ci najlepsi, to żadne gwiazdy. Raczej świetni ludzie, do których po zawodach możesz podejść, pogratulować świetnego wyniku, podpytując jednocześnie o najmniejsze niuanse .W żadnym innym, znanym mi sporcie, nie ma możliwości rywalizowania bezpośrednio z najlepszymi zawodnikami (chyba oprócz biegów długodystansowych) i to jest wspaniałe w triathlonie. Źródłem otwartości zawodników jest w moim odczuciu wzajemny szacunek oraz świadomość tego, że każdy na trasie triathlonu mierzy się z ogromnym wyzwaniem. Bez względu na czas czas, w jakim pokonuje się całą trasę – wysiłek jest ogromny i współmierny do tego, jaką mamy formę i predyspozycje. Przekraczając linię mety, wszyscy tak naprawdę kończymy zawody na medalowych pozycjach. Nie zrozumie tego nikt, kto choćby raz nie wystartuje w najkrótszym nawet dystansie tego sportu.
Oprócz rywalizacji było też sporo zabawnych momentów, wszak triathloniści to bardzo, bardzo pozytywna gromada, która od żartów i zakładów bynajmniej nie stroni. Wonsy Mocy, to mini inicjatywa, mocno hermetyczna, której założenia spowodowały, że kilkukrotnie w te wakacje mogliście widzieć mnie w wąsach a la Hulk Hogan. Prawda stojąca za wonsami (sic!) jest taka, że generalnie ich posiadacz w trakcie zawodów może liczyć na dodatkową energię, niezbędną do uzyskania upragnionego wyniku. Można się śmiać, pukać w czoło, twierdzić, że „stare chłopy, a z wąsami biegają”, ale na ostatnich zawodach w Chodzieży, w pierwszej 30 znalazło się aż 10 Wonsmanów! W tym ja, nieskromnie mówiąc.
Wydłuża mi się ten artykuł, pora więc powoli kończyć, nie wypada nadużywać Waszej atencji. Generalnie muszę przyznać, że nie spodziewałem się takich wyników w tym roku. Kilkukrotnie byłem w czołówce w kategorii wiekowej, meldowałem się także w top20 OPEN, czyli wśród wszystkich startujących zawodników. W cyklu Volvo Triathlon Series zająłem 3 miejsce w klasyfikacji generalnej mojej kategorii wiekowej, startując w 2 z 3 startów! Świetne, amatorskie wyniki oraz ogromna radość, jaką miałem z każdego startu utwierdza mnie w przekonaniu, że triathlon to sport dla mnie. Pomimo tego, że jest tak cholernie wyczerpujący (a może właśnie dlatego!), trudny i czasochłonny w trenowaniu, nieraz kosztowny, zawsze niebezpieczny.
Z tego miejsca muszę podziękować firmie Merida Polska, bez której start w jakichkolwiek zawodach nie byłby możliwy. To dzięki profesjonalnemu sprzętowi Reacto Team, często udawało mi się nadrobić braki fizyczne, które odkryłem w trakcie sezonu. Jak sprawdzała się Merida? Jeśli powiem Wam, że w ciągu 7 startów, w trakcie których niekiedy lało niemiłosiernie przez całe 90 kilometrów, nie wydarzyło się nic, co nakazywałoby mi przerwać wyścig, nie zdarzył mi się żaden defekt, a jazda przebiegała płynnie i pod kontrolą (choć czasami przy prędkości 80km/h trudno mówić o kontroli), to chyba możecie wierzyć, że to naprawdę bardzo dobry sprzęt. Zniosła wszystko: długie podróże i trudne wyzwania na szosie. Podziękowania składam także firmie Salco, producentowi solanki dla sportowców Salco Sport Therapy, dzięki której, kwestie logistyczne w trakcie startów zostały zminimalizowane niemalże do zera. Dobrze mieć fajnych partnerów takiej oto sportowej „wyprawy”. Zobaczymy, kogo uda mi się razem z Rafałem przekonać do współpracy w 2014 (może Ciebie? :)
Nie minęły 2 tygodnie od ostatniego startu, a już wiem, że będzie mi tego wszystkiego brakowało. Aż do sezonu 2014 , a w nim m.in. plan na pełen dystans Ironmana! Dlaczego mi się uda? Może zakończę cytatem Muhameda Alego: To brak wiary w siebie sprawia, że ludzie boją się podejmować wyzwania. Ja w siebie wierzę.
Dziękuję wszystkim, którzy śledzili moje poczynania, kibicowali mi, trzymali kciuki i przesyłali gratulacje. Odegraliście bardzo dużą rolę w całym tym wspaniałym, sportowym przedstawieniu. Przygotowania do jego kolejnej odsłony, rozpoczynam w połowie października, gdy odpocznę po Maratonie Warszawskim.
Zdjęcia: Bikelife.pl