Dzięki pomysłowi Chasa Bartona i Dustina Locke, każdy z nas na moment może stać się policjantem...
Policja! Proszę przyjechać na Instagrama!
Przeczytaj
Kilka dni temu miałem okazję być w Barcelonie. Spacerując deptakiem przy popularnej plaży w dzielnicy La Barceloneta, zrobiłem zdjęcie parze przypadkowych przechodniów (znajdziecie je poniżej). Cała sytuacja była zarówno zabawna, jak i zastanawiająca.
Idące przede mną osoby trzymały się za ręce, rozmawiały ze sobą i uśmiechały się do siebie. W pewnym momencie rozdzieliły się, by stanąć przy balustradzie i pozować do własnoręcznie robionego sobie zdjęcia. Trwało to dłuższą chwilę. Pani nie potrafiła uchwycić odpowiedniego kadru lub zwyczajnie nie akceptowała swojego wyglądu na zrobionym przed chwilą selfie. Panu poszło sprawniej – usłyszałem tylko kilka charakterystycznych dźwięków, wydawanych przez telefon po wykonaniu zdjęcia. Gdy pani wyginała się, czyniąc coraz bardziej pretensjonalne miny i kontynuując proces uwieczniania siebie, pan wpatrzony w telefon prawdopodobnie publikował swój cyfrowy łup w mediach społecznych. Wreszcie oboje skończyli. Pani prawdopodobnie również skorzystała z funkcji “udostępnienia”, bo zapytała partnera – na tyle głośno, że usłyszałem – o to, jakiego użył hashtagu(!).
Chwycili się za dłonie i zadowoleni poszli dalej, spoglądając na siebie i odwzajemniając uśmiechy. Jak gdyby nigdy nic.
Można domyślać się, że fotografii nie zrobiono do rodzinnego albumu lub wspólnej ramki, zdobiącej kredens w salonie. Będąc świadkiem tej sytuacji, naszła mnie pewna myśl. W zależności od sposobu ich wykorzystania, technologie potrafią tyle samo nam dawać, jak i odbierać. Potrafią łączyć ludzi oddalonych od siebie o dziesiątki tysięcy kilometrów, a dzielić tych, którzy pozostają ze sobą w pozornej bliskości. Paradoksalnie. Warto szukać równowagi.
Zdjęcie na głównej: Michiel S. /Flickr/