Inicjatywy w przestrzeni miejskiej, mające promować wśród mieszkańców koncepcję odpowiedzialnego...
Myśl w kolorze niebieskim
Przeczytaj
A jeśli nie cicho, to jakoś tak znowu ilość negatywnych komentarzy przeważa nad tym, co wartościowe. Why is that?
Oprócz świetnej formy trójki naszych reprezentantów, grających na co dzień w Dortmundzie (wczoraj kolejny raz udowodnili, że bez nich nie mamy co liczyć na wyjście z grupy) oraz utworu “Koko Euro spoko” niewiele udało mi się w ostatnim czasie usłyszeć dobrego o zbliżającym się wydarzeniu. Dodam, że oficjalnej piosenki Euro 2012 nie słyszałem, ponieważ nie podoba mi się jej nazwa i postanowiłem jak najdłużej żyć w poczuciu niedoinformowania, póki co udaje mi się świetnie. Słyszałem o nim mieszane opinie, że inny i taki “nasz” oraz, że żenada i jarmark. Wokół wyboru oficjalnego utworu zrobiło się sporo szumu w mediach i choćby z tego powodu traktuje to wydarzenie jako pozytyw.
Jest jednak w nas sporo narzekactwa i typowego wysypu przedimprezowych “mądrości” naczelnych krytyków. Idealnym przykładem są słowa Jana Tomaszewskiego (znany z tego, że lata temu udało mu się obronić rzut karny), które szybko spotkały się z odpowiedzią odpowiednich mediów, opatrzone tytułem na podobnym poziomie intelektualnym. Autostrad, wystarczającej bazy hotelowej i szybkiej kolei nie będzie, (niech jeszcze tylko ceny podskoczą do góry i paliwo!) – to wiedzieliśmy od dawna, niemal od początku, a jednak nadal w niektórych mediach jest to temat ważniejszy od budowania sportowej atmosfery i napięcia przed pierwszym gwizdkiem sędziego w meczu inauguracyjnym.
W reklamie niestety też dużo się nie dzieje. Albo inaczej, dzieje się dużo, ale bez ładu i składu. Na billboardach, w gazetach i internecie od dawna można zauważyć, że każdy, począwszy od producenta kapeluszy po wielkie sieci FMCG chce ogrzać się w cieplełku EURO nie mając żadnego powiązania z tą imprezą na poziomie sponsoringu lub partnerstwa. Ale taki jest właśnie ambush marketing i przy okazji ogromnej imprezy np. sportowej, daje on firmom szansę wyróżnienia się nie będąc jej oficjalnym sponsorem. Tylko pomysł trzeba mieć! Na tę chwilę polską definicją ambush marketingu w wykonaniu rodzimych marketerów jest umieszczenie na swoich wszystkich możliwych nośnikach reklamowych wielkiej piłki i dodanie w treści słowa “kibicujemy” lub “wspieramy”. No słabo, słabo.
Może marketerzy szykują coś ciekawszego i najlepsze akcje ambushowe pozostawili na sam okres trwania imprezy, kto wie? Mam nadzieję, że jeszcze nas zaskoczą. Póki co, najlepiej w tym temacie radzi sobie Biedronka i najwięcej też na tym zyskuje. Gigant – dyskont już dłuższy czas mocno ogrywa w swojej komunikacji tematy Euro, łącząc to idealnie z faktem,
że od dłuższego czasu Biedronka jest oficjalnym sponsorem reprezentacji. To w stosunku do innych firm, wykorzystujących aktualnie motyw piłki i zielonej trawy stawia Biedronkę na samym szczycie zestawienia firm, grzejących się wokół popularności Euro, zaraz za oficjalnymi partnerami tej imprezy.
Co najciekawsze i godne zauważenia, aktualna mocna kampania (“Wszyscy jesteśmy drużyną narodową”) oraz sponsoring kadry przełożył się idealnie dla Biedronki na rozpoznawalność marki i bezpośrednie łączenie jej z Euro. Aż 15% badanych internautów wskazało Biedronkę jako oficjalnego sponsora Euro. Lepszego zwrotu z inwestycji w reklamę koncern Jeronimo Martins nie mógł sobie wymarzyć.
Mam nadzieję, że w ostatnim gorącym okresie przed Euro oraz w jego trakcie nie zabraknie niestandardowych sposobów promocji. Firmom doradzam więcej luzu i odrobinę więcej szaleństwa – następnej takiej szansy na pokazanie się przy Mistrzostwach Europy długo nie będzie.
Cieszmy się, że będziemy mieli wielką imprezę, mamy nowe stadiony, Polska przez jakiś czas będzie w centrum uwagi całej Europy i pewnie też świata, dużo będzie się działo. Czekam na imprezę, czekam na pozytywny nastrój wśród Polaków, bo fajnym jesteśmy narodem, tylko czasami potrzebujemy bodźców, by to okazać. Będzie dobrze.