Granica między działaniami wspierającymi sprzedaż a rozrywką coraz bardziej się zaciera. Szczególnie...
Trend Watch: Marki produkujące własne seriale
Przeczytaj
“What has been seen cannot be unseen”, a w polskiej wersji “Co zostało zobaczone, już się nie odzobaczy”, to specyficzny zwrot, komentujący sytuację lub internetowe zjawisko (np. zdjęcie, GIF lub filmik na Youtube) wprowadzające nas w konsternację pomieszaną z niedowierzaniem. Z tym wyjątkowo popularnym w ostatnim czasie memem wiąże się jeden, angażowany przez nas i łatwo wyczerpywalny zasób. Jest nim czas, waluta, którą internet potrafi nam bez swobodnie zabierać, a my rzadko kiedy przeciw temu protestujemy.
Zdarza mi się myśleć również o Waszym czasie, głównie w kontekście mojego bloga. Prawda jest bezlitosna, nigdy nie będę w stanie zwrócić Wam czasu, który poświęcicie na lekturę moich wpisów. Za obecność w tym miejscu każdorazowo płacicie więc dość wysoką cenę. Zależy mi na jakości tego, co tutaj zastajecie. Nadrzędnym celem istnienia mojego bloga jest to, by te kilka minut wypełnić wartościowym materiałem. Dla jednych takie podejście to slow blogging. Dla mnie, odpowiedzialność.
Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku marek, poszukujących każdego dnia naszej atencji. Nie do końca jednak jestem przekonany, czy równie mocno zależy im na naszym czasie, a dokładnie, na jego odpowiednim skonsumowaniu. Gdyby tak firmy musiały nam płacić za “zmarnowany” czas, jeśli uznalibyśmy ich przekaz reklamowy za nieatrakcyjny, niedostosowany do naszych preferencji lub przestrzelony pod kątem grupy docelowej? Przewiduję dwa następstwa: szybkie wzbogacenie społeczeństwa i równie szybki upadek wielu firm. Mogłoby zadziałać aż za dobrze. Więc może lepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby marki zamiast informacji o zasięgach prowadzonych aktualnie kampanii lub wynikach ich oglądalności, otrzymywały miesięczne raporty o tym, ile bezcennego czasu klientów sprzeniewierzyły? Czy wtedy bardziej by go szanowały, co za tym idzie, szanowałyby uwagę, poświęcaną przez klientów na kontakt z ich reklamami? Czy przykładałyby większą wagę do jakości kampanii, ich kierowania, ogólnej atrakcyjności, zamiast koncentrowania się wyłącznie na zasięgach?
Czas w reklamie nabiera szczególnego znaczenia właśnie teraz, gdy wszyscy marketerzy kierują swoją uwagę w stronę długich formatów, storytellingu, produkcji, angażujących uwagę widza na znacznie dłużej niż standardowe trzydziestki lub piętnastki. Czy mamy ochotę oglądać długie, niedopracowane lub źle opowiedziane historie? Co ważniejsze, czy w ogóle mamy tyle czasu do zmarnowania? Ja nie mam. Podejrzewam, że Wy również nie. Wielu twierdzi, że czas to pieniądz. Dla mnie czas to przede wszystkim moje życie. To momenty i mikromomenty, których mogę doświadczać lub których nigdy nie przeżyję, jeśli zainwestuję swój czas w nieodpowiedni sposób. Wiele prawdy w słowach Josepha Conrada, który twierdził, że z naprawdę wielkich, posiadamy tylko jednego wroga – czas.
Pisząc o bazujących na storytellingu kampaniach reklamowych, które szanują czas odbiorcy, spędzającego z nimi dobre kilka minut, na myśl przychodzi mi nowa seria dłuższych form marki Saucony. “Seeker Series” traktuje o osobowościach, łączących w sobie wiele nietypowych i skrajnych pasji. Poniższy film to jej drugi odcinek, który naturalnie chowa markę między wersami wyjątkowej historii. Właściwie, marka w tej produkcji niemalże nie istnieje. Widząc film po raz pierwszy zapytałem sam siebie “jak ma się gotowanie do sportu?” i zacząłem oglądać dalej, historia wciąga automatycznie, pierwsza minuta, za moment przeczytałem końcowe napisy o bohaterze filmu (Eduardo Garcia stracił rękę w wypadku podczas wspinaczki), nagle koniec. Ponad 4 minuty minęły w mgnieniu oka. Przez moment nie poczułem, abym je stracił lub zmarnował. Wręcz przeciwnie, sprawdziłem częstotliwość publikowania filmów z tej serii, w oczekiwaniu na kolejny. Pomyślałem sobie: “A jednak, da się”.