Myśleliście, że zapomniałem o wpisach z tej serii? Never! Za dużo satysfakcji sprawia mi zbieranie...
Warte Poczytania #9
Przeczytaj
Reklama z popularną celebrytką już wcześniej gdzieś mi “mignęła”, ale dopiero dzisiaj zorientowałem się, w czym rzecz i o jaki produkt chodzi. Jako autor bloga o reklamie i marketingu stronię od pisania na temat produktów tego typu, z tego względu, że mam raczej małą możliwość sprawdzenia obietnicy, danej przez marketera w reklamie. Dziś jednak spot z “Dżoaną” do mnie przemówił. Naprawdę, uwierzyłem w siłę jej rekomendacji.
Żartuję oczywiście. To nie jest udana reklama. Oglądając spot, bardzo słabo zrealizowany moim zdaniem, jedno nasuwa mi się na myśl: kto był takim geniuszem marketingu i zaproponował angaż lub zgodził się na wykorzystanie wizerunku Krupy? Przecież każdy, kto tylko kojarzy Joannę wie, że legitymuje się ona biustem poprawianym chirurgicznie i z naturalnością ma tyle wspólnego, co agent Tomek z agentem James’em Bondem.
Nie zagłębiam się już bardziej w jakość produkcji, bo bardziej ciekawi mnie: kto? kogo? i w jaki sposób? przekonał, że klientki mogą w tę reklamę uwierzyć i co więcej, że może ona znacząco zwiększyć sprzedaż. Przecież zapach palącej się siarki czuć już w chwili, zestawiania ze sobą słowa “natura” z nazwiskiem “Joanna Krupa”. Sam wizerunek to przecież nie wszystko, prawda?
Reklama jest tak kiepska, że nawet bardziej lub mniej celowe “kaleczenie” języka polskiego przez Joannę nie ratuje sytuacji. Najsłabszy moment: gdy Krupa wypowiada słowo “hypnotizing” po polsku: “hip-hip-hipnotajzing”. Gra kamery-bezcenna.
Udaje, że nie widziałem tej reklamy nigdy.