Wyjątkowo nie publikuję wpisu na temat weekendowego Blog Forum Gdańsk, na tę chwilę można już...
Warte poczytania #6
Przeczytaj
Reklamy, które w przedmiotowy sposób przedstawiają kobiety, to jedne z tych, których totalnie nie akceptuje. W przypadku takich kampanii nie ma mowy o jakiejkolwiek kreatywności, nie wspominając nawet o artyzmie, który – uparcie będę się tego trzymał – w branży reklamowej również można dostrzec. Uprzedmiotowienie to sięgnięcie po bardzo tani chwyt z czasów, gdy w pokojach zespołów kreatywnych dominowało przeświadczenie, iż “Seks sprzedaje”. Choć wiele agencji reklamowych zdaje się odchodzić od proponowania klientom konceptów, emanujących seksualnością, niemal każdego dnia stykamy się z tego rodzaju produkcjami. Seksizm bowiem jest niestety bardzo mocno w reklamie zakorzeniony.
W opozycji do tej stereotypizacji i niechlubnej kreatywnej kliszy wyrasta silny trend, zakładający walkę o przedstawianie kobiet w reklamach w sposób godny i pozbawiony kontrowersji na tle seksualności. Wyraźnym głosem w tej sprawie jest nowa kampania społeczna #WomenNotObjects, której pomysłodawczynią jest Madonna Badger, osoba świetnie znająca branżę reklamową, niegdyś pracująca m.in. przy dyskusyjnej kampanii bielizny Calvina Kleina. Kampania, która odbija się głośnym echem na świecie, słusznie zwraca uwagę na to, że dziś ten styl komunikacji zdecydowanej większości marek po prostu nie przystoi. Zdaniem autorki nie przystoi również – a raczej przede wszystkim – ich autorom, by w tak powierzchowny sposób przedstawiać kobiety i na tej płytkości opierać strategię reklamową marek o dużym potencjale (czyt. budżecie) zasięgowego promowania budzącego kontrowersję komunikatu. Osobiście w pełni się z tym zgadzam.
Firmy, które tworzą lub akceptują reklamy ocierające się o seksizm, nie tylko wydają pieniądze na kreację, która może zostać źle odebrana przez konsumentów i nie realizować jakichkolwiek zakładanych celów. Co znacznie ważniejsze, ten kierunek wiąże się ze zgodą na budowę wizerunku marki, opartego na bardzo chwiejnych filarach, grożących upadkiem w postaci długotrwałego problemu wizerunkowego.
Omawiany dziś typ reklamy w żadnym wypadku nie świadczy o kunszcie agencji kreatywnej. Co najwyżej dowodzi tego, że sięgając po tak wyświechtany chwyt i przedstawiając koncept na nim oparty, wybrała ona drogę na skróty i nie zasługuje na realizację danej kampanii. I co najważniejsze, osoby decyzyjne, które godzą się na takie reklamy, nie zabierają swojej marki na wyższy marketingowy poziom (“Nieważne co, byle gadali” – ten typ myślenia już dawno przestał charakteryzować ambitne agencje i marki). Wręcz przeciwnie – odsyłają ją do czasów, w których kobiety w reklamie były jawnie dyskryminowanym tłem.
Food for thought: seks w reklamie niekoniecznie sprzedaje, co więcej, może spowodować, że widz zapomina o reklamowanym produkcie. A jeśli chodzi o podział siły nabywczej w domostwach – kobiety kontrolują ponad 70% decyzji zakupowych na świecie.