Zmysł zapachu bywa niedoceniany. Zarówno przez nas samych, jak i przez marketerów. Zupełnie niesłusznie, ponieważ jak dowodzi badanie przeprowadzone przez Millward Brown, drugim co do ważności zmysłem człowieka, zaraz po wzroku, jest właśnie węch. Co więcej, aż 40% badanych odczuwa poprawę humoru, gdy są oni wystawieni na oddziaływanie przyjemnej dla nich woni.
Pomimo tego, mamy skłonność do bagatelizowania wpływu zapachu na nasze codzienne życie. Niewiele robimy sobie również z faktu, że jako ludzie jesteśmy żywymi ich pochłaniaczami, wykonując każdego dnia około 20 tysięcy wdechów, a następnie przetwarzając informacje o zapachach w najstarszych strukturach naszego mózgu!
Być może sprawę zmysłu powonienia ratuje nieco wdzięczność, jaką darzymy go za to, co daje nam on na co dzień i co w nas wywołuje. Warto więc wiedzieć, że lista zasług naszego powonienia jest naprawdę długa. Przede wszystkim wspomnienia, które zapachy potrafią bardzo dokładnie przechowywać i przywoływać – od zapachu świeżo wypieczonego w pobliskiej piekarni chleba po charakterystyczne zapachy z naszego dzieciństwa, które do dziś wywołują w nas ogromny sentyment i wzbudzają pozytywne emocje. Schemat ten działa (niestety) także w przypadku wspomnień mniej ekscytujących, jak choćby w kwestii zapamiętania przykrego zapachu sal szpitalnych, w których dane nam było przebywać za młodu. Ta łatwość w przywoływaniu żywych pod kątem emocjonalnym wspomnień nazywana jest Efektem Prousta (tak, to ten znany francuski powieściopisarz).
Zmysł zapachu to również nasz prywatny monitoring. Z jednej strony dostarcza informacji o źródłach satysfakcji – zapach nowości rozpylony w naszym nowo nabytym samochodzie wywołuje w nas uczucie spełnienia i osiągnięcia zakładanego celu, a zapach popcornu w kinie to znak, że nadszedł moment na relaks i odrobinę ekscytacji. Z drugiej strony zmysł węchu zapewnia nam dostęp do kluczowych informacji na temat naszego ogólnego bezpieczeństwa (od ostrzeżenia w postaci zapachu nieświeżego jedzenia zaczynając, na alarmującym swądzie dymu w naszym otoczeniu kończąc).
Koniec końców, zapach odpowiada również za kształtowanie naszych wyobrażeń na temat marek lub ich produktów. Bodźce węchowe na długo zapisują się w naszej pamięci i uaktywniają np. w chwili podejmowania decyzji zakupowych, gdy akurat zastanawiamy się nad dokonaniem wyboru spośród kilku produktów o zbliżonych do siebie cechach, cenie, pojemności itd. Często sięgamy po te, które zwyczajnie lepiej nam się kojarzą (gdy pomiędzy porównywanymi produktami nie widzimy większej różnicy, wybieramy ten, który uznajemy za bardziej nam znany). To dlatego trudno pomylić zapach charakterystyczny dla sklepów Massimo Dutti z jakimkolwiek innym, dlatego Abercrombie & Fitch tak mocno promuje swój – wyjątkowo intensywny, przez wielu znienawidzony – zapach Fierce, dlatego Singapore Airlines zezwala załodze swoich samolotów na korzystanie jedynie z jednej linii perfum – własnej. Również dlatego producenci lodów Magnum wraz z marką odzieżową BCBGMAXAZRIA stworzyli zapachowe akcesoria odzieżowe, pachnące belgijską czekoladą (sic!). Producenci BMW natomiast, chcąc odwieść kierowców od wieszania na lusterku jakże popularnych choinek nasączonych niezbyt wyszukanym aromatem, w najnowszym modelu serii 7 opcjonalnie oferują zestaw The Ambient Air, który pozwala kierowcy i pasażerom dowolnie mieszać zapachy, za każdym razem tworząc unikalne doznania sensoryczne.
Zapach jest w stanie dosłownie zatrzymać nas w biegu i zaintrygować. To coś, co rzadko kiedy udaje się zmysłowi wzroku, przeciążonemu nadmierną ilością komunikatów wizualnych, rozmieszczonych w naszym otoczeniu. Bodźce wzrokowe tracą na swojej sile przekazu. Często jesteśmy względem nich zwyczajnie obojętni. Dlaczego więc zapach jest tak niedoceniany? Być może dlatego, że jest niewidoczny, a może dlatego, że do tej pory niezbyt mocno jego promocja wspierana była przez technologię?
Niebawem i to może zacząć ulegać zmianie. Na rynku od niedawna dostępne jest m.in. urządzenie oPhone (cóż za wyszukana nazwa!), a jego twórca – David Edwards, profesor Harvardu, ten sam, który w 2014 przesłał maila z zapachem z Nowego Jorku do Paryża zapewnia, że jego produkt jest pierwszą platformą, służącą do przesyłania wiadomości w formie zapachów. Korzystając ze specjalnych kartridżów urządzenie jest w stanie wymieszać ponad 300 000 niepowtarzalnych nut zapachowych, a następnie przesłać jedną z nich do odbiorcy, również zaopatrzonego w platformę oPhone. Producenci i sprzedawcy marek perfum powinni mieć tę technologię na oku choć, póki co, jej posiadacze poprzez dołączoną aplikację mobilną oSnap najczęściej przesyłają sobie… zapachy aktualnie konsumowanego jedzenia.
O ile na dzień dzisiejszy nie widzę praktycznej potrzeby wydawania kilkuset dolarów na urządzenie, którego przydatność wymaga spopularyzowania na poziomie smartfonów, o tyle warto odnotować, że w temacie technologii przesyłania zapachów zaczyna się dziać coraz więcej. Jeśli już jesteśmy przy telefonach. Zdecydowanie bardziej wierzę w rozwój technologii podobnych do Scentee (wszelkich dodatków to smartfonów, które umożliwią przesyłanie zapachów), niż w tworzenie autonomicznych, drogich i nie do końca określonych pod kątem szerszego zastosowania rozwiązań pokroju oPhone.
Cieszy fakt, że kolejny (i tak ważny!) zmysł zaczyna być zauważany przez branżę technologiczną, choć moim zdaniem przyszłość takich rozwiązań wiąże się bardziej z telefonami, umożliwiającymi przesyłanie zapachów, niż z urządzeniami, które swoimi gabarytami przypominają drukarkę. Aspekt przesyłania i odbierania zapachów z dowolnego miejsca jest tutaj nie do przecenienia i w przyszłości będziemy chcieli korzystać z tej funkcji tak, jak dziś korzystamy z wysyłania wiadomości tekstowych. Dlaczego mielibyśmy tego chcieć? Ponieważ, cytując słowa cenionej głuchoniewidomej amerykańskiej pisarki Helen Keller, zapach jest potężnym czarodziejem, który przenosi nas na duże odległości w czasie i przestrzeni.